Wednesday, April 29, 2009

TRENDY SOCJALIZM I ZDROWY BROWAR WITAJCIE W HANOI!



25cio godzinna przeprawa z przygodami ze stolicy Laosu, Wientien do stolicy Wietnamu, Hanoi zostala nam wynagrodzona niemalze natychmiastowo fascynujacym pierwszym "rzutem oka" na socjalistyczna metropolie...
Miasto stoleczne Hanoi to kraina kontrastow. Z jednej strony modernistyczna urbanistyka z trendy barami, art deco, galerie, "dizajnerskie" lakocie mlodych utalentowanych projektantow wietnamskich i kluby niegrzecznie przekraczajace dozwolone godziny otwarcia...





Z drugiej strony tradycyjne budowle, osobliwie waskie kamienice, strojne swiatynie, orientalna rupieciarnia, buddyjski obledny kicz i najbardziej chyba nieokielznany ruch uliczny swiata. Tumult motocykli, taksowek, rowerowych rykszy. Zielone swiatlo, zebra czy pierwszenstwo dla pieszych sa terminami jedynie teoretycznymi w calym Wietnamie zreszta... Obled, mlyn, cyrk na kolkach (doslownie!) i kakofonia samochodowych klaksonow w wersji najbardziej ambitnych koncertow "Warszawskiej Jesieni"...







Propagandowe i profilaktyczne afisze skadinad znajomo wygladajace, caly ruch socjalistycznych suwenirow w tym t-shirtow z sierpem i mlotem, obowiazkowa wszechobecna czerwien, portrety wodza Ho Szi Mina... Wszystko to wymieszane z ulicznymi bazarami specjalizujacymi sie we wszystkich mozliwych asortymentach. Stragany i kramy z kulinarnymi specjalami. Modne ciuchowe przybytki, wachlarze i lampiony we wszystkich mozliwych odcieniach wszystkich mozliwych kolorow swiata, Lesowy raj kapeluszowy, "chodnikowe" pasmanterie, kokardki, koronki, cekiny, tasiemki, guziki, tiule i szale typu boa...









Dystrykt Starego Miasta to kilka zabytkowych perelek. Przystojna katedra sasiaduje z najstarsza buddyjska swiatynia stolicy. Tetniaca zyciem towarzyskim i kryjaca w sobie wiele sekretnych pomieszczen budowla zacheca do fotografowania.



Ha Noi to takze kosmopolityczny tygiel arcytowarzyski. Poznajemy sporo nowych postaci tak turystycznych jak i tych, ktore na stale z roznych powodow osiadly w stolicy Wietnamu. Scenariusze sa bardzo spontaniczne a i momentami zaskakujace. Popijajac piwko z nowo zapoznanymi sympatycznymi Finkami (studiujacymi w Chinach!) staramy sie nauczyc toastu po finsku przyciagajac uwage innego goscia tegoz baru, ktory znajac jezyk estonski (pokrewny finskiemu) dolacza do rozmowy. Kilka minut pozniej kolega okazuje sie byc Polakiem znajacym jezyk estonski i mieszkajacym na stale w Wietnamie. Uwielbiam takie niespodzianki!



Okazji do gromadnego biesiadowania jest multum. Zwlaszcza ze Wietnam znany jest ze swoich ulicznych barow serwujacych BIA HOI, piwo beczkowane bez srodkow konserwujacych, wiec zdrowsza wersja chmielnego napoju, ktory musi byc spozyty w ciagu 24 godzin od zakupu z browaru. Szklanica takiego bia hoi kosztuje 3000 Dongow (Wietnamska waluta) co jest odpowiednikiem jakichs 40tu groszy... Nie dziwota, ze w przybytkach Bia Hoi na plastikowych krzeselkach siedza dziesiatki Wietnamczykow i przyjezdnych, chlodzac sie "piwnie" przy pogodowym skwarze o kazdej porze dnia az do poznych godzin wieczornych.



W niedzielne przedpoludnie wybieramy sie takze do mauzoleum Ho Szi Mina. Niekonczaca sie kolejka (ironicznie troche jak w latach 80tych w naszym "kraju-raju"), mnostwo restrykcji, zakaz fotografowania i przedziwna minuta w obecnosci zabalsamowanego ciala przywodcy w absolutnej ciszy. Ponoc komunistyczny przywodca Wietnamu rokrocznie wysylany jest na 3-miesieczne "wakacje retuszujace" do Rosji (gdziezby indziej:-) stad wyglada jakby opuscil ten ziemski padol zaledwie wczoraj a nie ponad 40 lat temu...





Po tych lewicowych atrakcjach koimy dusze w wyciszonej i bajecznie fotogenicznej Swiatyni Literatury, ongis centrum edukacyjnym Wietnamu i najstarszym z tutejszych uniwersytetow.





Iscie azjatycka, zwariowana, cudownie chaotyczna i przebarwna to metropolia. W kategoriach aglomeracji miejskich, z ktorymi mielismy do tej pory do czynienia, Hanoi zrobilo na nas najbardziej piorunujace wrazenie i uwielbilismy sobie je nawet bardziej niz Mumbaj, Kair, Katmandu czy Bangkok... Kiedys powroce do Ha Noi z pusta walizka i zrealizuje te wszystkie zakupowe marzenia, na ktore nie bylo tym razem miejsca w plecaku. Porywajace miasto! Coz za smaczny poczatek naszych trzech tygodni wojazowania po Republice Wietnamu.



P.S. Czy Pan Slawomir nas jeszcze czytuje? Chyba zaczne po kolei do tablicy wywolywac...

4 comments:

Unknown said...

Lajpni ludzam .... jak mowia miejscowi.
Slawomir z wielka uwaga sledzi wszytskie Wasze turystyczne poczynania i porownuje je ze swoimi doswiadczeniami. Ha Noi jest rzeczywiscie niesamowite...a najbardziej uwielbialem w tym miescie przechodzenie przez ulice - to wlasciwie taka troche rosyjska ruletka :) wpierw krok do przodu i przepuszczamy riksze, potem 2 do tylu bo jedzie autobus, 2 kroki wprzód - pod nosem przejezdza rower potem jeszcze tylko kilka skokow w bok i juz jestesmy cali i zdrowi na drugiej stronie ulicy.

Pozdrowienia sle tym razej ze slonecznej Rygi

Jadziadzia said...

"Chodnikowe" pasmanterie, kokardki, koronki, cekiny, tasiemki, guziki, tiule i szale typu boa... do tego kufel (i to pewnie niejeden) najlepszego piwka... chyba bym polubiła te klimaty, czy nie? No i ten poszukiwany wciąż święty spokój. Ach, żyć nie umierać prawda Sławuś?
Pozdrowiaski ze slonecznych Wadowic ale z domieszka chłodnawego wiaterku :-). Jadziadzia :-)

Anonymous said...

Ja chce do Hanoi! Nawiazywanie miedzynarodowych znajomosci przy najtanszym piwie na swiecie i to do tego w przyodzianej w czerwien azjatyckiej metropoli to zyczenie, ktore wypowiadam kazdego roku zdmuchujac swieczki na torcie.
Jesli kiedys zagine bez slowa na na dluzej niz miesiac, szukajcie mnie w Hanoi! Albo w Bangkoku - jeszcze nie zdecydowalem.

Unknown said...

Tata zawsze twierdzil ze piwo to boski napoj to w nawiazaniu do piramidki na fotce chiba ze sie myle i to nie oltarzyk.Co do czapeczek wybieram te w kurza stopke moj ulubiony wzor ,drugie miejsce zajmuje zielona z komunistyczna czerwona gwiazda.mama