Wednesday, April 22, 2009

SMINGUS-DYNGUS W WIENTIEN



Stolica Laosu - Wientien, nasz ostatni przystanek w tym osobliwym kraju, wypada odrobine blado przy poprzednio odwiedzonych przez nas metropoliach Azji Poludniowo-Wschodniej. Blado przynajmniej na pierwszy rzut oka. To spiace i powolne miasto okazuje sie byc chyba najgoretszym z dotychczasowych przystankow naszych wojazy. Pomimo zagorzalych checi, ambitnych planow i swiezej energii po niedawno przelezanej w lozku kuracji po zatruciu zoladkowym (chyba) udaje sie nam zobaczyc zaledwie kilka drobnych zabytkow dziennie, prawie 40sto stopniowy skwar zmusza do dlugich "posiadowek" w ocienionych schronach kafejek i barow eleganckich budynkow metropolii. Ale tez atrakcji Wientien nie ma bez liku w porownaniu na przyklad z Bangkokiem wiec usprawiedliwieni jak najbardziej jestesmy.



Buddyjski obiekt Si Sikhamet jest imponujaca kolekcja wizerunkow Buddy w drewnianym, lekko przypominajacym slowianskie dworki, zabudowaniu. Swiatynie wyjatkowo strojne, barwne i paradne w oczekiwaniu na Pii Mai byly bardzo fotogeniczne. Jest tez miejscowa odpowiedz na paryski Luk Triumfalny z pocztowkowa panorama miasta, kolejna reminiscencja z czasow kolonialnych.











Piwko Beerlao, najnowszy dodatek do listy pierwszorzednych browarow swiata i swiezy sok z mango smakuja przy tropikalnych temperaturach jak nigdy...



Nieprawdopodobnym zbiegiem okolicznosci okazuje sie poniedzialek wielkanocny, ktory zbiega sie z "sylwestrem" trzeciego juz na naszej trasie Nowego Roku. W Laosie swietuje sie wowczas przez trzy dni nadejscie nowego roku ksiezycowego. Wkraczamy w ere numer 2552... A zbiegiem okolicznosci jest fakt ze nasz poniedzialek wielkanocny i laotanski Nowy Rok celebruje sie w sposob identyczny a mianowicie mocno wodny:-) Tak oto wsiadamy w wehikul czasu, przenosimy sie w lata przedszkolne i uzbrojeni w plastikowe teczowo-kolorowe karabiny na wode dolaczamy do calej spolecznosci Wientien w ich 72 godzinnych hucznych i niebywale mokrych obrzedach noworocznych. Sabaidee Pii Mai (= Szczesliwego Nowego Roku) wolaja do siebie wszyscy uczestnicy zabawy. Ciezarowki, jeepy, vany z calymi mini-mafiami wodnymi kraza po ulicach miasta z kolorowymi wiaderkami. Cala spolecznosc miasta nie dosc ze przemoczona do suchej nitki to jeszcze "umorusana" w czerwonej farbie i mace tanczy, spiewa, bawi sie i pilnuje by nikt w Wientien podczas tych dni nie byl suchy. Hotele i domy goscinne maja swoje odrebne uliczne imprezy z przekaskami, piwem gratis i beczkami wody non stop napelnianymi na nowo, co by zawsze pod reka byla. Hordy wodnych gangow z pelna amunicja H20 "stacjonuja" przy wejsciach do restauracji. Kubelkiem wody czestuje sie bez wyjatku wszystkich. Motocyklisci, policjanci, leciwe babcie wracajace z obrzadku "obmywania" Buddy w swiatyniach... Bez wzgledu na wiek czy zawod kazdy musi zostac poblogoslawiony! Woda ma przyniesc szczescie i pomyslnosc na caly rok. Im wiecej wody tym wiecej szczescia i pomyslnosci. Frajda nad frajdami przy ktorej nasz niesmialy Smingus Dygus wypada jak "niepozorny Pikus". Opowiadam o laotanskim Pii Mai dosc precyzyjnie bo aparat fotograficzny wyslalismy na 3-dniowy urlop w hotelowe pielesze. Nie bylo co ryzykowac choc zdjecia bylyby pewnie fantastyczne... Coz, tak pozostaja wspomnienia szalonej fety, najzabawniejszych dni naszej podrozy i niezapowiedzianej beztroskiej 3-dniowej fiesty!







Pora pozegnac sie z cudownym Laosem. Do nastepnego razu. 3 tygodnie wedrowki po tym nieodkrytym do konca, surowym, intrygujacym kraju byly nieustanna niespodzianka i nieposkromiona radoscia. Plecaki w dlon, kolejna stacja : Wietnam.



P.S. Ogromnie mi milo ze sekcja komentarzowa nadal ozywiona i to juz przez rownych 7 miesiecy! Dziekuje serdecznie i zachecam wszystkich anglojezycznych czytelnikow do komentowania takze blogow Lesa bo jak wiemy zwlaszcza Ci, co jak ja osiedli w Dublinie na stale Irandczycy w tej kwestii sa USELESS!. Licze na odzew kochani i pozdrawiam z Wietnamu oczywiscie najcieplej tych, ktorzy z nami zwiedzaja swiat na tejze stronce. Buziaki-slodziaki!

3 comments:

Jadziadzia said...

Raaaany. To już 7 miesięcy jesteśmy w podróży? Ależ ten czas pędzi. A Wy to taki powrót do przeszłości z tym śmigusem przeżyliście, że ho ho. A ja sucha jak ta słoma we żniwa byłam :-).
No i te druty w tych krajach to robią na mnie wrażenie. Druty tu, druty tam, druty wszędzie pędza nam (Wam). Tylko ciekawe jak oni potrafią wybrnąć z sytuacji jak jakiś drucik im się sfajczy, hęęę?
Pozdrawiam z suchych Wadowic :-). Jadziadzia

Unknown said...

Wadowice faktycznie w tym roku byly wyjatkowo suche.Nawet sasiedzi z zasciany nie wyniesli ani jednej miski z woda na balkon my zreszta tez szkoda tradycji!!A moze starosc nie radosc?:-))A propos piwka proponuje od czasu do czasu cos mocniejszego,bardziej skuteczne przeciwko wszelkim problemom z zoladkiem!

Lola said...

Haa! A mnie przypadł kiedyś w udzile lany poniedziałek w Zkopcu. Po miescie maluchami rozbijali się mlodziecy, którzy na tylach aut mieli zamontowane wodne pompy - przed jedna z nich nie udalo się uciec mojej babuni... Młodzieńcy nie robili wyjątków ;)))