Sunday, February 15, 2009

DOSIEGO CHINSKIEGO ROKU!



Wyobrazcie sobie miasto, w ktorym wszysto zapiete jest "na ostatni guzik", wszystko skrupulatnie przemyslane, ocenione i zorganizowane, miasto gdzie autobusy miejskie i metro nigdy sie nie spozniaja, gdzie wszyscy segreguja smieci, gdzie poziom bezrobocia, przestepczosci i liczba bezdomnych jest bliska zeru a za zucie gumy lub przejscie przez ulice na czerwonym swietle placi sie slone kary... Tak, tak zgadliscie tym miejscem jest wlasnie Singapur. Futurystyczna, sterylna i niemal mechanicznie zaprogramowana metropolia, w ktorej wszystko dzieje sie jak "w szwajcarskim zegarku". Nie ma tutaj miejsca na zadne niespodzianki, zagadki, wpadki czy podejrzane sytuacje a co za tym idzie nie sposob sie tutaj zgubic co akurat nie jest takim zlym aspektem Singapuru dla ludzi cierpiacych na chroniczny brak orientacji w terenie jak ja... Dla jednych taki komputerowy, krystalicznie czysty mini-raj na ziemi, dla drugich lekko nudnawe i przerazajaco perfekcyjne super nowoczesne centrum bez charakteru.



Chyba nie moglismy wyladowac w bardziej ekstremalnie roznych od Indii okolicach ale los tak chcial, ze to wlasnie w Singapurze rozpoczynamy nowy, ponad 20to tygodniowy rozdzial naszych wojazy w Azji Poludniowo-Wschodniej.





Podczas zaledwie dwoch dni spedzonych tutaj czesto uciekamy z chlodnych, otoczonych lasem wiezowcow rejonow miasta by schronic sie w badz to przytulnej dzielnicy hinduskiej (kojac przy okazji tesknote za Indiami...) badz w czerwonym od tradycyjnych noworocznych lampionow Chinatown. Jest bowiem "sylwester" Chinskiego Nowego Roku pod znakiem krowy. Fascynujace acz intensywne przezycie, ostatnie godziny starego roku miejscowa spolecznosc chinska spedza w zakupowej goraczce wlasnie na ulicach Chinatown, ktore na tych kilka godzin zamienia sie w najbardziej halasliwy i nieposkromiony targ na swiecie.











Dla odmiany w pierwsze dni Nowego Roku z kolei Singapur zamienia sie w miejska bezludna wyspe a jego mieszkancy zaszywaja sie w slodkie domowe pielesze. Wiekszosc niezliczonych domow handlowych zamyka swoje podwoje z czego tylko powinnismy sie cieszyc zwazywszy, ze Singapur tani nie jest.






Centra handlowe moze i zamkniete byly ale nie przeszkodzilo nam to w konkretnym "nadszarpnieciu" naszego podrozniczego budzetu przy konsumpcji licznych noworocznych napojow "orzezwiajacych" w sympatycznym Backstage Bar. Ponizsza fotka to profesjonalne dzielo lokalnego artysty fotografa, ktory popijajac piwko w tymze samym obiekcie postanowil z ukradka uwiecznic nas na balkonowej fotografii... Taki slodki suwenir z Chinatown.



Jak to ukochana Joanna w Kabarecie Potem w jednym ze skeczow ongis rzekla "ja widzialam zobaczylam i zostalam zmarginalizowana, veni vidi marginelli"... :-) Do Singapuru nie spieszno by mi bylo wracac, chyba ze gdzies kiedys totolotek sie przydarzy, bo to "panstwo-miasto" jest idealnym miejscem chyba tylko do niekonczacych sie zakupow dla wybranych. Sam zaszalalem i kupilem sobie najfajniejsza pare okularow slonecznych na swiecie:-)



4 comments:

Lola said...

O szczęściarze! Dwa razy w roku świętujecie nadejście nowego roku ;) No to mam nadzieję, że postanowienia i marzenia ugruntowane :)

Tule mocno!

Unknown said...

lovely orangy colours.

Jadziadzia said...

Czyżby Singapur był miejscem stworzonym właśnie dla mnie, gdzie cichaczem pięciopalcowe rękawiczki złożone skrzętnie paluszek do paluszka nie robiłyby na nikim wrażenia? Kupuję to!!! Ściskam na maxa! Jadziadzia :-)

Anonymous said...

Wiedzialem, że Wam Singapur po tym Indyjskim przepychu wrazen kulinarno-muzyczno-widokowo-przygodowych moze wydac sie poprostu nudny. Ale potrzebowaliscie odskoczni i lekkiego zwolnienia tempa, prawda? I z wiesci z Tajlandii, ktore ostatnio slyszalem Singapur nie wydaje sie taki straszny, co?
I co zlego w dopieciu wszystkiego na ostatni guzik. Polska i Irlandia mogly wziac troche przykladu od Azjatyckich przyjaciol z Singapuru.
Po za tym to miasto to raj dla zakupiwiczow....Raz sie o tym przekonalem.