Friday, December 5, 2008
ZABAWA W ANTONIEGO GUCWINSKIEGO I W... JANA SUZINA
Les sie tak plodnie rozpisal o Narodowym Parku w Chitwan i sprytnie powybieral najbardziej udane sposrod fotografii, ze ja pewnie wypadne "niezazbytnio"...
To pierwsza tego rodzaju wyprawa w moim zyciu. Safari pelna para! Nocleg i zorganizowanie wyprawy (a takze spora czesc posilkow) powierzylismy sympatycznemu szwajcarsko-nepalskiemu hotelikowi Chitwan Forest Resort w wiosce Sauraha. Z przebogatej oferty miejscowych atrakcji choralnie wybralismy calodniowa wyprawe jeepem (czy to slowo zostalo juz zpolszczone do dzipa nie pamietam...) w glab tego najslynniejszego z kilkudziesieciu rezerwatow przyrody w Nepalu.
O swicie odebral nas nasz przewodnik Borot, czlowiek o sokolim wzroku, prawie 30letnim stazu w roli doswiadczonego przewodnika i glosie Morgana Freemana:-) Otuleni mgla przeprawilismy sie lodka na drugi brzeg rzeki gdzie czekal juz na nas nasz niesmialy acz doskonaly w samochodowe talenta pan kierowca. Cala naprzod ku nowej przygodzie! Taka gratka nie zdarza sie co dzien!
Od pierwszych minut naszej dziewiczej eskapady ku florze i faunie Nepalu bylismy niezmiernie podekscytowani. Pierwsza godzina przedzierania sie przez gesta pokrywe lesna parku zaowocowala "wylapaniem" zaledwie kilkunastu malp Makakow w zielonych gaszczacz, co zadna rewelacja nie bylo zwazywszy ze widujemy je niemal na co dzien tak w Indiach jak i Nepalu. Staly sie one prawie tak nieodzownym elementem miejskich krajobrazow na subkontynencie indyjskim jak swiete krowy:-) W pewnym momencie Borot kazal zatrzymac sie naszemu kierowcy i wycofac powolutku i cichutku, kilka sekund pozniej oniemieli zauwazylismy wygrzewajacego sie na sloncu krokodyla zaledwie kilka metrow od nas! Prehistoria zajrzala nam gleboko w oczy, adrenalina podskoczyla jak na koncercie Roisin Murphy conajmniej i od tej wlasnie pory wiedzielismy, ze bedzie to jeden z najbardziej przygodowych dni naszego calego zycia!
Coz za nieopisana frajda, mijamy paradnie przechadzajace sie pawie, nad glowami co chwile przemykaja nam papugi i inne ptaszyska o rajskich upierzeniach, gdzies w oddali dziki, jelenie... Chyba jednym z najbardziej zapadajacych w pamiec momentow byl spontaniczny i halasliwy "wystep" sporej grupy szakali, ktore sobie tylko zrozumiala kakafonia nawolywan przebily "przereklamowane" wilcze wycia... Magiczna chwila jak z filmu przyrodniczego. Tylko za nic w swiecie nie moglismy doszukac sie Krystyna Czubowny na "pokladzie" naszego jeepa... Sie schowala gdzies spryciara i komentarz dopowiedziec musielismy sobie sami...
W lesnych rejonach gdzie transport na czterech kolach byl uniemozliwiony przedostawac musielismy sie na piechote. Tuz przed przerwa na drobny posilek,za namowa naszego przewodnika, wdrapalismy sie na drzewo skad podziwac moglismy z oddali przygotowujacego sie do popoludniowej drzemki nosorozca! Jak sie potem okazalo to byl tylko poczatek naszych bliskich spotkan z tymi olbrzymami. Mielismy nieprzecietnego farta trafic na tak uwaznych opiekunow, po drodze mijamy inne zalogi na jeepach, ktorym przez caly dzien nie udalo sie wytropic zadnego z nosorozcow! A my widzielismy az cztery nananananana:-D
Pomimo ze nie udalo sie nam zobaczyc zadnej hieny, leniwca ani tygrysa (jest ich juz tutaj tylko okolo stu...) to i tak bylismy w pelni usatysfakcjonowani. Perypetie z kamera wsrod zwierzat!
Tak jak rozpoczelismy nasze spotkanie z przyroda o swicie, tak dzien konczylismy doslownie dobiegajac do punktu widokowego po "naszej" stronie rzeki by zlapac ostatnie promienie zachodzacego slonca. Co za dzien! Co za miejsce!
Nastepnego dnia na tereny rezerwatu powrocilismy juz tylko na godzinke ale za to na grzbiecie wielkiego przyjaciela slonia! Paradoskalnie jest to najbardziej ekologiczny sposob na zwiedzanie parku, ktory nie zakloca eko-systemu a i wszyscy mieszkancy Chitwan zachwouja sie jak najbardziej naturalnie. Stad mama nosorozec i jej "malenstwo" spacerujace w odleglosci 2/3 metrow od nas! NIEPRAWDOPODOBNE!
Podczas naszego szalenie udanego pobytu w wiosce Sauhara odwiedzilismy takze centra sloni i krokodyli gariali z zaawansowanymi programami ochrony i rozmnazania tych stworzen oraz sierociniec dla zwierzat. Fotka z maluchem-sloniem oraz ta z tygrysem pochodza wlasnie stamtad. Sama slodycz!
Ostatniego wieczoru zaproszeni zostalismy do lokalnego domu kultury na wysmienity pokaz plemiennych tancow i spiewow w wykonaniu miejscowej trupy arcy-utalentowanej mlodziezy ludu Tharu. Doskonalemu przedstawieniu nie przeszkodzila nawet tradycyjna w Nepalu wieczorna przerwa w emisji pradu, siedzac w pierwszym rzedzie, zaopatrzony w latarke, stalem sie na kilkanascie minut dumnym panem od oswietlenia - panem reflektorem ha ha...
Nie moglbym wymienic ani jednego aspektu naszego wypadu do Chitwan, ktory zrobilby na nas negatywne wrazenie. Po Katmandu i Pokarze zupelnie nie spodziewalismy sie nastepnych atrakcji na taka skale. Wisienka na torcie.
A propos tortu. Korzystajac z okazji pobawie sie w Jana Suzina na chwilke i zloze najserdeczniejsze zyczenia w dniu urodzin mojego kuzyna Maciusia z Niedobczyc oraz przesylam powinszowania duzo duzo zdrowka, usmiechu, pogody ducha, nieustannej weny w rymowanych opowiesciach, plodnej dzialki oraz z babci i calej rodzinki pociechy w przeddzien Twojego swieta kochany dziadziu! Wiec 100 lat 100 lat dla dziadzia Stefana!!! Podrozowanie po swiecie to spelnienie mojego wielkiego marzenia, ktore tez troche zabiera mnie w swiat bajek, legend i fantazji z Twoich opowiadan z mojego dziecinstwa...
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
Hello :-).
Jestem pewna w 100%, ze Państwo Gucwińscy byliby z Was dumni a Krysia Czubówna okrasiłaby ten wypadzik niezłym komenterkiem :-).
Na mnie osobiście nosorożce zrobiły mega wrażenie (jakby były w jakąś zbroje przyodziane)!
Super. Pozdrowka. Jadziadzia
Przem, pamietam Twoje plany na podroz do Afryki swego czasu. Wtedy to brzmialo tak nieprawdopodobnie. A tu prosze. Moze to nie Tanzania ale tez safari i tez drugi koniec swiata. Bliskie spotkania z krokodylem - az ciara po plecach przeszla. a te malutkie sloniatka so takie mulu...
Post a Comment