Thursday, September 3, 2009

BOSKIE BUENOS



Kora miala racje. Buenos zdecydowanie bylo boskie! Boskie do tego stopnia, ze zachlysnelismy sie jego uroda natychmiastowo, zatrzymalismy sie tutaj na pelnych 12 dni (najdluzej od czasow Bangkoku!) i okrzyknelismy stolice Argentyny ulubionym miastem swiata jednoglosnie.



Buenos Aires to temat rzeka, nieprawdopodobnie atrakcyjny misz-masz wszystkiego czym metropolia moze dzien w dzien czarowac tak przyjezdnych turystow jak i swoich sympatycznych mieszkancow. Z kilkudziesieciu dystryktow miasta wybralismy kilka, bacznie je studiujac, analizujac a przede wszystkim kontemplujac przez niemal dwa tygodnie.
Nasz "babciny" pokoik hotelowy stal sie domem na obczyznie, ulokowany w najulubienszej z dzielnic - San Telmo. Wizualnie odrobine przypominajacy paryski Montmartre okreg byl wymarzonym zbiorowiskiem antykwariatow, doskonalych "ciucharni" w stylu vintage, nowoczesnych i fikusnych wnetrzarskich bibelotow dizajnerskich, rupieciarni, lombardow, komisow, kiczu i graffiti. W to nam graj!



Tutaj spedzamy najwiecej czasu. Wieczorami mieszkancy San Telmo spotykaja sie na skwerku i przy towarzyskiej lampce wina tancza tango pod golym niebem. Magiczne miejsce. Ogladajac jeden z takich spontanicznych ulicznych "dancingow" przy szlegierach ojca gatunku Carlosa Gardela (LA CUMPARSITA!!!) uronilem ukradkiem kilka lez. Miejsce - poezja, ktore co niedziele przeobraza sie w przebarwne targowisko antykow i rekodziel. Wachlarze, syfony, gramofony z tuba, tysiac i jeden drobiazgow, wysmienity wybor ciuchow "z drugiej reki" i ekologiczno-recyclingowe mini dzielka na biletach metro, ot kilka przykladow. Dookola artysci, karykaturzysci, kuglarze, muzycy, jakas pani po 60tce w kapeluszu a la Philip Tracey, la boheme! Kalejdoskop kramow i stoisk z rozmaitym asortymentem, wszechobecne tango i aromat prazonych w karmelu na kazdym rogu bakalii. Mijamy jednego z lokalnych bardow w estradowym garniturze w spontanicznym tercecie z dwoma starszymi damami, ktore wlasnie przechadzaly sie ta uliczka. Dekadencko, eklektycznie i artystycznie dzieje sie w San Telmo kazdej niedzieli. My mielismy przyjemnosc doswiadczyc tej wyjatkowej atmosfery dwukrotnie.









Buenos Aires omamia, czaruje, hipnotyzuje, flirtuje i kusi na kazdym kroku...
La Boca, turystycznie najpopularniejsza z dzielnic, dzieki pastelowym budynkom na ulicy Camenito, okazuje sie byc chyba najbardziej fotogenicznym zaulkiem. Tutaj Kasia dzielnie i z gracja probuje swoich sil w tango.











Bialy obelisk, palac prezydencki (ze slynnym balkonem Evity!) i centra handlowe w dostojnych kolonialnych budynkach to znaki rozpoznawcze centrum miasta. A jak na kawe i ciacho (z obowiazkowa polewa dulce de leche) to najlepiej do Cafe Tortoni - najslynniejszej ze stolicznych kawiarenek (na na na...).





Boskie Buenos okazuje sie ponadto miec chyba najbogatsza kolekcje sztuki jaka mialem szczescie podziwiac od czasow Paryza. Poza galeriami sztuki wspolczesnej w eleganckich, minimalistycznych wnetrzach odwiedzamy nieslychane Muzeum Sztuk Pieknych - obledna kolekcja, ktora przyprawila nas niemal o palpitacje serca. Obiecalem sobie, ze wylicze dla mojej kochanej mamuski, ktora od dziecinstwa wpajala w nas milosc do "arte", oraz dla wszystkich pozostalych amatorow sztuki, kogo nasze oczy mialy farta podziwiac... Renoir, Degas, Miro, Picasso, Lautrec, Chagal, Monet, Manet, Sisley, Pissarro, Rothko, Pollock, Klee, Leger, Gauguin, Van Gogh, El Greco, Rodin, Cezanne, Rousseau i moj ukochany Modigliani!!! Absolutne wariactwo. Ciary!!!
W La Recoleta mamy okazje rowniez zobaczyc legendarny w Argentynie (siostrzany do paryskiego Pere Lachaise) cmentarz, na ktorym pochowani zostali wielcy tegoz kraju. Dziwnie fascynujaca, klimatyczna i basniowa enklawa.









W Pride Cafe przy Amy Winehouse raczymy sie tanim szampanem (czy raczej tanim winem z babelkami) w iscie hedonistycznym stylu zapominajac o topniejacych funduszach podrozniczych. Deska serow plesniowych pozwolia poczuc sie jeszcze bardziej beztrosko:-)



Co sie nam jeszcze podobalo? Metro sie nam podobalo, szybkie, idealnie zorganizowane i tanie jak barszcz. Poza strawa duchowa jadlo sie nam rownie smakowicie. Rytualny poranny zastrzyk witamin w postaci salatek w La Esqunita (patrz kilka blogow wstecz) a w wybornej knajpce arabskiej, 5 minut od naszego hoteliku, raczymy nasze podniebienia wieczorami. Na skwerku Dorego, przy calodziennych wystepach tango i skapanym w sloncu kuflu piwa Quilmes, czujemy sie jakos tak cudownie domowo. Kosmate mysli o przeprowadzce do Buenos pojawiaja sie przy trzecim kuflu...



W tej metropolii wyobrazalem sobie tylu z Was... Widzialem mamunie z ciocia Grazynka w Muzeum Sztuk Pieknych. Jadzia saczyla lampke vino tinto na ryneczku w San Telmo. Tato z kuflem piwa podziwial ulicznych grajkow. Marynia z Rumiana w ferworze modniarskiego maratonu zakupowego. Tutaj Pan Dziej kupuje klasyki tango na winylach, tam znowu Karola przymierza szykowny vintage plaszczyk na jesienna slote. O! I babcia Jozinka z dziadziem Stefankiem wcinaja przepyszne lody "az sie im uszy trzesa" :-)
Z Buenos Aires korzystamy calymi garsciami az do ostatnich chwil. Muzeum Sztuki Latyno-amerykanskiej MALBA w trendy dzielnicy Palermo (Frida Kahlo!) jest swietnym pozegnaniem z tym arcy-ekscytujacym miastem, do ktorego przy pomyslnych splotach losu wybierzemy sie ponownie w przyszlosci nie raz i nie dwa razy!
12 dni minelo w mgnieniu oka, jak mowi angielskie porzekadlo "czas uplywa nieublaganie przy dobrej zabawie". Zanim ugasimy nasze urbanistyczne pragnienie w Sao Paulo i Rio de Janeiro w Brazylii, wezwie nas po raz ostatni Matka Natura... Ruszamy nad wodospady Iguazu...

2 comments:

Lola said...

Widze sie w tym plaszczyku! I w kolorach Fridy...

Kilka lat temu przez okolo rok romansowalam z Tango - wiedziales o tym? Zostawiam sobie jednak ta przyjemnosc na troche pozniej. Za to na zawsze! ;)

Jadziadzia said...

Zanurzyłam się w tej opowieści o Buenos jak dzieciak w jakiejś bajeczce i myślę sobie, że ono jest na prawdę boskie!!! Jakaś magia bije dla mnie z tego miejsca: tango na ulicach, graffitti, kolorowe uliczki, mega muzea i wszystko czego duszy potrzeba (czyt. kieliszek winka).
Pozdrawiam cieplutko. Jadziadzia :-)