Wednesday, August 12, 2009

CO DWIE WYPRAWY TO NIE JEDNA... MACZU PIKCZU W TELEGRAFICZNYM SKROCIE...

A moja nieprzecietnie opozniona opowiesc o Maczu Pikczu bedzie skrocona do minimum. Mamy straszne blogowe zaleglosci, cos w tym biegu poludniowo amerykanskich destynacji z ostatnich kilku tygodni brak weny. Przeciez my od tejze wyprawy zdazylismy juz objechac i Boliwie i czesc Argentyny. Coz bylo przepieknie, cudownie i swiatowo jak na jeden z cudow swiata przystalo. Legendarne Miasto Inkow odwiedzilismy ponadto dwukrotnie bo aparat figla splatal i przy stracie wiekszosci fotografii z pierwszej wyprawy o wschodzie slonca, przy finansowym wsparciu mojej niezawodnej Rumianej siostry sister, na te atrakcje nie lada skusilismy sie ponownie nastepnego poranka, ponownie o wschodzie slonce. Dlugo by opowiadac, ochy i achy wirtualnie stroic... Zdecydowanie pierwsza piatka tej wyprawy! Niech zdjecia dopowiedza reszte...















2 comments:

Unknown said...

Dobrze maja Ci co maja wspaniale siostry,niepowetowana strata byl- by pobyt w najslawniejszym archeologicznym miejscu w calej Ameryce Poludniowej bez dokumentacji fotograficznej.

Jadziadzia said...

No Maczu Pikczu i Rumiana rzeczywiście rzadzą :-). A ta figlarna historia z aparatem była Wam na pewno pisana od początku cobyście się przekonali o cudowności tego miejsca ze zdwojoną siłą!!!
W lamach jestem zakochana i chyba sobie wydziergam skarpetki z tym fikuśnym zwierzakiem :-).
Aaaa i uwielbiam Was w czapach, a Lesiek króluje w ich ilości i wyglądzie w tychże :-). Takie ciacho, wrrrrrrrrrr.
Ukochuje Was (w czapach czy bez). Jadziadzia :-)