Tuesday, June 23, 2009
ZEGARY WSTECZ - YANGON "NIEUNOWOCZESNIONY"
Naszym pierwszym lotem, od styczniowej przeprawy droga powietrzna z Delhi do Singapuru, w ciagu zaledwie godziny przedostajemy sie z Bangkoku do bylej stolicy Birmy Yangonu. Pisze "bylej" gdyz w 2005 roku rzad przeniosl stolice kraju do sztucznie stworzonego miasta Naypyidaw ale jak pisze Lonely Planet, Yangon pozostaje prawdziwa stolica Birmy "dla Ciebie i mnie"...
Jakze niezwyczajne, tajemnicze i niepodobne do innych jest to miejsce! Po siedmiu miesiacach nieustannych wojazy po kontynencie azjatyckim, nie spodziewalismy sie chyba zadnych nadzwyczajnych niespodzianek. Pierwszy spacer w strugach monsunowego deszczu (zaczyna sie tu wlasnie bowiem pora deszczowa) i jestesmy zafascynowani chyba tylko tak jak podczas pierwszych kilku oszalamiajacych godzin w Indiach.
Yangon to wycieczka wehikulem czasu kilka dekad wstecz. Staromodna, nieodrestaurowana metropolia bez sladow nowoczesnosci czy produktow swiata zachodniego. Mroczna (po zmroku doslownie mroczna!) metropolia z niekonczacymi sie przerwami w doplywie pradu. Nieprawdopodobna wilgotnosc powietrza, uliczny zgielk, halasliwe generatory pradu, zapuszczone acz przystojne bloki mieszkalne, zywotne targowiska uliczne serwujace najdziwniejsze i miejscami trudne do zidentyfikowania przysmaki, bazary rozmaitosci, sklepy z kasetami magnetofonowymi... Retro tu, retro tam, pochlaniamy lapczywie pierwsze lyki Yangonu w oslupieniu...
Religijnie tygiel w iscie kolorowym azjatyckim wydaniu, mijamy meczety, katedry, koscioly, buddyjskie pagody, hinduistyczne swiatynie a nawet synagoge. Wszystko niejednokrotnie w bliskim sasiedztwie na tej samej ulicy.
Wszedzie jest bardzo lokalnie, inaczej niz gdziekolwiek indziej dotad. Chyba najpogodniejszy narod, z jakim mielismy przyjemnosc zetknac sie do tej pory. Zewszad witani jestesmy usmiechami "od ucha do ucha", mingalaba (birmanskie "Dzien dobry") wolaja do nas weseli mieszkancy. Zdecydowanie wyrozniamy sie z tlumu, prezentujemy sie niemalze egzotycznie na ulicach Yangonu, ktore jak i inne miejsca w Myanmar (czytaj: mien-ma) goszcza bardzo sporadyczna ilosc turystow pomimo, ze jest to drugi (po Indonezji) najwiekszy kraj tego rejonu Azji.
Rozkosznie goscinny hotelik z przesympatyczna i arcypomocna obsluga oraz smacznymi i "szczodrymi" sniadaniami jest tylko dodatkowym punktem na naszej liscie doskonalych, pierwszych refleksji z Birmy.
Wedrujac wzdluz okraszonych pompatycznymi kolonialnymi kolosami dlugachnych ulic Yangonu obserwujemy tez jak inni wizualnie sa mieszkancy Birmy. 95% mezczyzn (tak sie nam wydaje) nosi spodnico-podobne longyi podczas gdy niemal wszystkie kobiety i dzieci (oraz rzadziej i panowie) przyozdabiaja swoje twarze bialym, nawilzajacym skore i chroniacym przed sloncem ale takze spelniajacym funkcje makijazowe, kremem zwanym thanakha. Jakim szczegolnym i osobliwym miejscem jest Yangon przekonujemy sie na kazdym kroku.
Najwieksze atrakcje miasta pozostawiamy sobie na ostatni dzien. Korzystajac z bardzo sprzyjajacej aury udaje sie nam zrealizowac caly napakowany do granic mozliwosci "zwiedzaniowy" plan. Po zdumiewajaco olbrzymim posagu lezacego Buddy udaje sie nam zwiedzic przyswiatynny klasztor, gdzie wraz z naszym przewowdnikiem odbywamy pierwsza z wielu w Myanmar szczerych, emocjonalnych i "szeptanych" (tak tak szpiedzy rzadowi czuwaja a mieszkancom Birmy nie wolno oficjalnie rozmawiac na tematy polityczne z obcokrajowcami) konwersacji. Jestemy pelni podziwu jak przy tak trudnej sytuacji panujacej w calym kraju, jej mieszkancy potrafia godnie sie odnalezc i z optymizmem patrzec w przyszlosc. Uderzajace!
Na deser pojawiamy sie wreszcie u podnozy Shwedaggon Paya. Lata temu w foto-geograficznym albumie mojego taty (pana Krystka!) portretujacym unikalne zakatki swiata, zobaczylem zdjecie tej budowli, oniemialem i zamarzylem sobie, ze pewnego zaczarowanego dnia dane mi bedzie...
I oto nagle w srode 27go Maja stoje jeszcze bardziej oniemialy, wzruszony i niedowierzajacy vis a vis tego zadziwiajacego architektonicznego "marzenia", ktore wlasnie sie spelnia. Mamus (pani Maniu!), to chyba byly podobne chwile uniesienia i gesia skorka jakich kiedys i Ty doswiadczylas w Twojej ukochanej Katedrze Mediolanskiej.
Skomplikowana, przebogata, zlota do granic "zlocistosci", finezyjna, majestatyczna, misterna i ekstrawagancka pagoda birmanska (=paya), dodatkowo ozdobiona ponad 500 diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi na szczycie. Niebywala, powalajaca na kolana perla architektoniczna. Pasjonujace dwie godziny odkrywania tej budowli w coraz to nowy sposob, z kazdego zakatka olbrzymiego kompleksu, z kazdym kolejnym promieniem slonca ujawniajacym jej kolejne oblicze. Fotograficzna uczta w wyjatkowej, wyciszonej, bajkowej atmosferze tego miejsca. Tuz przed urodziwym zachodem slonca jestesmy swiadkami zabawnej ceremonii zsynchronizowanego zamiatania kafelkowej posadzki.
Jak scenografia z blizej niezidentyfikowanej basni, kunsztowna i wyrafinowana jak orientalna poezja, pagoda Shwedaggon skradla nasze serca na zawsze, tak jak tylko w wczesniej zrobil to Taj Mahal w Agrze... Po tych niemozliwych kwiecistosciach slownych pora na maly pokaz slajdow owego obiektu...
Czy moglismy sobie zazyczyc bardziej ekscytujacego poczatku naszych odwiedzin w Birmie???
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
7 comments:
Fantastyczna opowieść o świecie, który istnieje mimo wszystko!
TuLola <3
Birma ach Birma.Jedno z najbardziej chyba oczekiwanych przez Was miejsc stało się rzeczywistością i nie zawiodło jak widać ani trochę. Nawet pogoda nie dała jakoś strasznie popalić i dzięki temu możemy się upajać wspaniałymi widokami Shwedaggon Paya. Naprawdę robi to niesamowite wrażenie i aż strach pomyśleć jak to wygląda na własne oczy :-).
Pozdrawiam ciepło acz z nutka niepokoju w stosunku do nieprzestającego padać w Polsce deszczu. Papa. Jadziadzia :-)
Wow! So much gold and sumptuousness .... some fantastic photos - love the one of the reclining Buddha's eye :-) Thanks for all the updates Przem .... rock on! xx
macie mistrza w robieniu zdjec, chyle czola...ciekawe czy bedzie nam kiedys dane zwiedzic te czesc swiata ah ciekawe:)tesknice!
Od dnia gdy wyruszyliscie w swiat mamy pod reka wspomniana przez Ciebie Ksiazke -album "Legendarne Miejsca" by moc szybko zanurkowac w jej stronice i fotografie poszerzajac wiedze na temat odwiedzanych przez Was miejsc.Cieszymy sie, ze mogles to wszystko zobaczyc.Shwedaggon Paya jest cudowna!!!a Ty wspaniale wygladasz w rozowych okularach choc w tej podrozy nie sa Ci potrzebne!!!!
Love the pic through the sunglasses! Would know that little ear anywhere Les! x.
Wyprawa do Birmy to taki detox od zachodniego pędu konsumpcyjnego ( sklepy z kasetami magnetofonowymi !!!). Mnie też taki by się przydał. A historia z Shwedaggon Paya i fotoalbumem z domu Państwa Zajacow to kolejny dowod na to ze marzenia sie spelniaja. Wystarczy tylko chciec.
Post a Comment