Thursday, March 5, 2009

PRZEMYSLAW UGOTOWANY CHILLI ACH TEN UPAL W KL

Do stolicy Malezji docieramy podekscytowani, wypatrujac w oddali slynne wieze Petronas juz z autokaru. Nasza noclegownia (42ga juz z rzedu odkad rozpoczelismy nasza wedrowke we wrzesniu!) na najblizszych kilka dni jest Wheeler's Guesthouse z przesadnie strojnym kiczowatym wnetrzem oraz tarasowym mini-barem, ktorego unikatowa atmosfere tworzy urbanistyczny krajobraz wokolo i tysiace puszek po piwie Tiger.



Dzielnica chinska, w ktorej sie zatrzymujemy, ma tutaj swoj zadziorny urok, tajemnicze zaulki i obskorne na swoj slodki sposob lokalne bary i kawiarenki (na na na...). W naszych wedrowkach natrafiamy takze na kilka kolorowych chinskich smokow jako ze trwaja nadal kilkunastodniowe barwne obchody Chinskiego Nowego Roku. Czy ja juz wspominalem, ze podczas tych 12tu miesiecy wojazowanie dane nam bedzie witac Nowy Rok trzykrotnie??? Miejscami podobne architektonicznie do Singapuru, Kuala Lumpur jest duzo bardziej klimatyczne, zywiolowe i spontaniczne.





Po raz pierwszy od wyjazdu z Europy doswiadczamy deszczu!!! Tak, tak moi mili, od Kairu az po Malake w Malezji nie skropila nas ani jedna kropelka! A tutaj nie jakis tam kapusniaczek czy przelotna mrzawka ale oberwanie chmury z prawdziwego zdarzenia, z groznymi piorunami i wodospadami deszczu! Grazyna Padee lub Elzbieta Sommer ongis w telewizyjnym okienku pani chmurki mialyby na ten temat pewnie niezla pogadanke:-) (Mario a szadz w Dublinie szadz to Ty jeszcze pamietasz?) Lyk orzezwienia w tej nieprawdopodobnie dusznej i goracej metropolii.
Kuala Lumpur, zwane tutaj skrotowo KL, odkrywamy w ulubionym leniwym stylu. W sennym tempie, idealnym przy tak niemozliwych temperaturach, odwiedzamy wybrane miejsca a raz po raz obserwujemy zycie w tym miescie, jego mieszkancow, kolory, ruch i charakter na siedzaco z jednej z licznych kafejek saczac napoje a jakze orzezwiajace:-)





W sekcji zabytkowej najwieksze wrazenie robi Masjid Negara - fascynujaca, chlodna, minimalistyczna budowla i jeden z najwiekszych meczetow w Azji Poludniowo-Wschodniej jednoczesnie. Ten olbrzymi obiekt staje sie naszym schronem przed upalem podczas godzin kojacej spacerologii po jego chlodnych marmurowych posadzkach.







KL ma swoja imponujaca scene sztuki ulicznej graffiti, ktora namietnie staram sie uchwycic swoim fotograficznym okiem. Ale o tym w odrebnym "poscie" zdjeciowym za chwilke...
Na deser i zarazem ostatni dzien zostawilismy sobie wjazd na 41-wsze pietro slynnych wiez Petronas - najwyzszych na swiecie "wiez-blizniaczek" i drugiego co do wysokosci budynku swiata. Winda z przyszlosci, w czasie krotszym niz 40 sekund, wjezdzamy na poziom szklanego korytarza laczacego obie wieze skad podziwiamy nieprawdopodobny miejski krajobraz w futurystycznych ramach Kuala Lumpur. Niczym z lotu ptaka...
W skwarze slonca nachodzic musimy sie nie lada by "zmiescic" te architektoniczne giganty w calosci chocby na jednej fotografii. To kolejna z tych chwil kiedy ciezko nam uwierzyc, ze mozemy robic to co robimy. W kolejce po poranne bilety stoimy w arcymiedzynarodowej obsadzie wsrod turystow z Iranu, USA, Tajwanu, Uzbekistanu i Slowacji... Popularnosc tych modernistycznych budowlanych "cacek" dawno juz obiegla caly glob. Imponujace kolosy!









Poza niestrudzonymi, rycerskimi niemalze ekspedycjami w pocie czola w poszukiwaniu rzadszych niz czarne perly, restauracji wegetarianskich przy kazdorazowym posilku, nasz pobyt w stolicy Malezji uplynal latwo, bezstresowo i przyjemnie pozostawiwszy duzo cieplejsze wspomnienia niz te z Singapuru...



2 comments:

mariemarie said...

Ach, pamietam i szadz i mrozy i nawet Pania Chlape ;-) igladam , zapatruuje sie i tak sobie mysle, hmm... w tej dzungli to sekundy odliczane byly, co?? ;-) calujemy Was mocno z neilem i czekamy Waszego powrotu!! jeszcze tylko 6 miesiecy!! :-) cmoku cmoku, M.

Anonymous said...

Jezu Przem...ale ze ten Singapur az taki ci sie wydal nudny, to sie nie spodziewalem. Ale po 3 miesiacach spedzonych w Indiach. Ja tam lubie wielkie miasta. Do Malaki tez bym zajrzal kiedys po drodze

A windy i oberwania chmury pamietam. Zdjecie z pomaranczowym panem i zielona pania jest ubercool.