
Kto by pomyslal, ze Bangkok zupelnie znienacka okaze sie naszym najdluzszym z dotychczasowych przystankow? Osiem dni w slodkim misz-maszu wydarzen towarzyskich, zakupologii zaawansowanej i podziwiania ociekajacych zlotem zabytkow tej zwariowanej metropolii.

W stolicy Tajlandii meldujemy sie o czwartej rano, lekko zaniepokojeni kwestia noclegowa ale szybko zauwazamy, ze Bangkok, podobnie jak Kair przed miesiacami, okazuje sie byc miastem, ktore nigdy nie spi. Nie dosc, ze mozemy cos apetycznego przekasic o kazdej porze dnia i nocy z jednego z ulicznych stoisk, ktorych miasto ma bez liku, to zakwaterowanie o swicie okazuje sie rowniez bagatelka.

Zakupy kusza na kazdym kroku. Poza slynnymi tutaj trojkatnymi poduchami i pufami, niebywaly wybor t-shirtow (kupilem przepyszny z Twiggy na froncie!), szalenstwo okularow slonecznych w najwymyslniejszych kolorach i ksztaltach a takze pelen asortyment globtroterskich niezbednikow i przewodnikow "z drugiej reki" przy stoiskach z szyldem "kupujemy wszystko"!

W dziale "krajoznawczo-zabytkowym" Bangkok jest wytworna uczta dla oka nie tylko dla zagorzalych orientofilow jak ja ale zachwyca nawet najbardziej opieszalych i opornych do zwiedzania turystow. Olbrzymi kompleks palacu krolewskiego, w ktorego architektonicznym labiryncie az milo sie zagubic, swiatynia ze znanym szmaragdowym posagiem Buddy oraz Wat Pho - gigantyczny 46-cio metrowy lezacy Budda- niesamowite atrakcje, zlocistosci, kunszt, precyzja, dekoratorskie delicje. Prawdziwe arcydziela, idealnie "pozujace" nam do niezliczonych fotografii. Finezyjne, pompatyczne pieknosci.




Jeden dzien poswiecilismy na gwarna, chaotyczna i ruchliwa dzielnice chinska z milionem straganow, kramow, sklepikow i stoisk. 1001 potrzebnych i niepotrzebnych drobiazgow ale wszystko za przyslowiowy "grosik". To wlasnie stad usilnie probowalem sie do Ciebie dodzwonic z budki telefonicznej w ksztalcie pagody ale nikt nie odbieral...

Zakupowo poszalelismy na weekendowym markecie Chatuchak, ktory miesci ponad 15 tysiecy stoisk z najrozniejszym asortymentem. Chyba nie musze dodawac, ze my skoncentrowalismy sie na tekstylnej czesci bazaru... Ciuchowe vintage i nowalijkowe perelki, moda uliczna, sterty jeansow, laleczka Blythe - niekoronowana krolowa Bangkoku (nabylem zaledwie 18 nowych przypinek z jej wizerunkiem do kolekcji), cudenka, slodkosci, drobiazgi, bibeloty, wachlarze, atlasowe muszki, bransoletki inne akscesoria.


Bangkok to zdrowy lyk orzezwiajacej buddyjskiej serdecznosci, pacyfistycznych pogladow i niezwykle otwartego podejscia do drugiego czlowieka. A do tego te slynne na caly swiat tajskie usmiechy! Tolerancji, pokojowego nastawienia i bezkonfliktowego stanowiska wobec swiata od Buddyzmu powinny uczyc sie wszystkie inne wielkie religie swiata a zwlaszcza ta, ktorej "glowa" ostatnimi czasy poczela rozpowrzechniac chore herezje i wierutne klamstwa w kwestii srodkow antykoncepcyjnych i to na kontynencie afrykanskim- SKANDAL!!! Ale wrocmy do przyjemniejszych i mniej stresujacych tematow...

Osiem dni minelo w mgnieniu oka w urzekajacej atmosferze, stolowalismy sie smacznie w wegetarianskich przybytkach a drinkowali i bawili do wczesnych godzin porannych w towarzystwie przyjaciol w sympatycznych ulicznych barach, ktore pojawialy sie po zmroku "jak grzyby po deszczu" we wszelkich zakatkach naszej dzielnicy. O nudzie nie bylo mowy ani przez minute naszego bezustannie przedluzajacego sie pobytu w stolicy Tajlandii. Bangkok jest baza wypadowa i centrum dla wszystkich podrozujacych po Azji Poludniowo-Wschodniej. Tutaj najlatwiej wpasc na znajomych poznanych wczesniej w innych zakatkach globu, zalatwic wizy i inne formalnosci przed kolejnymi wyprawami lub po prostu beztrosko, lekko hedonistycznie i przyjemnie spedzic czas zapominajac o znojach podrozy czy o chronicznym kontrolowaniu budzetu.

Pozostalo nam jeszcze sporo do zobaczenia w stolicy Tajlandii ale bedzie okazja nadrobic zaleglosci gdyz wracamy tutaj jeszcze dwukrotnie przed lotami do Birmy i Australii. I juz doczekac sie na ciag dalszy nie mozemy!