
No dobra przyznajemy sie bez bicia. Do Mumbaju pojechalismy zgodnie z planem, nie mowiac nic nikomu, w nie caly miesiac po tragicznych zamachach terrorystycznych... Nie chcielismy nikogo martwic niepotrzebie. Prawda jest taka ze od tych przykrych wydarzen, srodki bezpieczenstwa zapiete sa "na ostatni guzik" a kontrola szalenie zaostrzona (nawet w kafejkach internetowych musimy zostawiac kopie naszych paszportow), w calej tej multikulturowej, prawie 14to milionowej metropolii... Nieprawdopodobne jak podczas naszych kilku dni tutaj, echa zamachow byly nadal tak odczuwalne w calym miescie a zwlaszcza w miejscach bezposrednio dotknietych tragedia. Slynny hotel Taj odizolowany byl od reszty miasta szwadronem policji obecnej wokolo niego przez 24 godziny. Dekadencka kafejke Leopold's, ktora cieszy lokalna i przyjezdna klientele od 1871 roku, wlasnie odzywa towarzysko po szokujacych wydarzeniach, o ktorych przypominaja slady postrzalow w kilku szybach... Tutaj zasiadamy by skonsumowac nasze pierwsze sniadanie. Kazdy na swoj sposob chce zaznaczyc swoj antyterrorystyczny protest...
Mumbaj jest multikulturowym, kosmopolitycznym centrum, gdzie retro i modernizm egzystuja obok siebie w braterskich konszachtach tak w architekturze jak i charakterze miasta, gdzie w fascynujacym, nowoczesnym misz-maszu religii, jezykow i kultur jest tak latwo sie zatracic i zostac na duzo dluzej niz sie planowalo... Kilka spedzonych tutaj dni minelo jak kilkanascie szalenie zroznicowanych i bogatych w atrakcje godzin...
Do bylego Bombaju przybywamy wczesno porannym pociagiem, prosto na imponujaca stacje Chhatrapati Shivaji (Victoria Terminus), ponoc "najruchliwsza" stacje kolejowa w calej Azji. Sam budynek obok glownego uniwersyteckiego i sadowego jest najlepszym przykladem na wszechobecny tutaj styl kolonialny. Wiktorianskie kolosy przypominaja o epoce brytyjskiej dominacji.

Brama Indii niestety w trakcie remontow. Niezliczone uliczne kramy i stragany kuszace oko turystow i zaspokajajace jego wszelakie zachcianki... Przy kolekcji okularow slonecznych az serce mocniej zabilo ha ha:-)Ulicami przechadzaja sie uslugodawcy i tragarze oferujacy najdziwniejszy czasem zaskakujacy asortyment. Rozowe waty cukrowe, gigantyczne balony, perfumy, "spodnie-sindbady" (ale ilez mozna ja juz mam cztery pary!), plakaty z podobiznami bollywoodzkich gwiazd, najpiekniejsze widokowki z calych Indii... Pod Muzeum Sztuki Wspolczesnej sympatyczny Australijczyk Shu rysuje nasze abstrakcyjne portrety w zamian za grosik dodany do jego funduszy, ktore planuje spozytkowac w identyczny do nas sposob, podrozujac dookola swiata.


Mumbaj jest najwiekszym, najdrozszym i najszybszym miastem subkontynentu. Miasto ma takze najwieksze w Azji slamsy i chyba najbardziej widoczne przez to spoleczne ekstrema. Od luksusowych samochodow do niezliczonej ilosci bezdomnych spiacych na ulicach miasta...

Swoj dom w tej drugiej co do zaludnienia metropolii swiata odnalazly najrozniejsze spolecznosci. Spacerujac odwiedzamy Katedre Sw. Tomasza, gdzie odbywa sie wlasnie proba bozonarodzeniowego programu miejscowego choru. W przepieknej blekitnej synagodze obrzadku irackiego poznajemy uroczego rabina, ktory zasypuje nas ciekawostkami z historii Bombaju i jego mniejszosci zydowskiej. Nasz hotelik z widokiem na wypelniony po brzegi jachtami port znajduje sie w dzielnicy muzulmanskiej. W sasiedztwie ponoc miniaturkowy nigeryjski dystrykt z pierwszymi w Mumbaju afrykanskimi restauracjami. Z taka roznorodnoscia i pasjonujaca mieszanka kultur w Europie zetknelismy sie chyba tylko w Londynie. Jestesmy w swoim zywiole.



Dodatkowa zupelnie niespodziewana atrakcja okazuje sie calodniowa wizyta na planie filmu bollywoodzkiego w rolach statystow. Mumbaj jak wiadomo jest rowniez najwiekszym centrum kinematograficznym Azji a my mielismy farta i zostalismy wylapani z ulicznego tlumu do calodniowej chaltury na planie filmu KAUN BOLA. Calusi dzien spedzilismy tanczac w rytm tej samej hinduskiej piosenki, w gustownych swiecacych koszulach, obowiazkowo precyzyjnie wlozonych do garniturowych spodni i w butach (rozmiar 44!), ktorych nie powstydzilby sie sam Krzysztof Krawczyk za swoich pamietnych discopolowych dni, a wszystko to w zaaranzowanej scenerii londynskiego baru. To souvenir na cale zycie szczegolnie jak sie okaze, gdy film ujrzy juz swiatlo dzienne, ze nasze porwane w wir raczki i nozki pojawia sie na sekundke lub dwie w ostatecznej wersji kinowej. Na planie poznajemy mnostwo innych zwabionych "plecakowcow" a wieczorem po calodziennym skakaniu w swietle kamer ladujemy na piwku i dalszych plasach w jednym z mumbajskich klubow. Juz bez gustownych swiecacych nylonowych koszul. Warto jeszcze nadmienic ze z powodu bollywoodzkich wygibasow i dalszego grafiku podrozy musielismy z Lesem zrezygowac z propozycji wystapienia w muzycznym teledysku na 5-dniowym planie zdjeciowym gdzie mielismy sie wcielic w muzykow zespolu... Tak sie prezentowalismy na ulicach bylego Bombaju ha! Takie mielismy wziecie:-)


Do Mumbaju wrocilismy kilka dni temu ale tylko i wylacznie w rekreacyjno-towarzyskim celu by spotkac sie z naszymi przyjaciolmi Piotrkiem i Bartkiem. Piotrus, prezes TUTRIZIRO RECORDINGS, zwany takze Panem Dziejem a dalej najbardziej dobroduszna postacia jaka poznalem w moim zyciu, poczestowal nas nie tylko elitkami i wisniowka od mojej niezastapionej rodzinki ale takze najnowszymi muzycznymi perelkami. W szostke z Mackiem i Warrenem nadrobilismy wszystkie chyba mozliwe ploty. ZALOGA DZI RULES! Dziekujemy za wszystko chlopcy i bedziemy w tzw "intaczu". Dozobaczenia na jesieni w Dublincu!


Tyle opowiesci na teraz bo o Mumbaju mozna by pisac i pisac w nieskonczonosc...