Tuesday, October 14, 2008

DEFINICJA PLYWANIA...



Dahab jest malowniczo ulokowana miescinka pomiedzy Gorami Synaju i Morzem Czerwonym. Oaza spokoju, relaksu, strefa chill-outowania dla "budzetowcow", alternatywny niby-rezort z wieczornym widokiem na nocne neony Arabii Saudyjskiej na przeciwnym brzegu morza... Pelna frajda z nurkowaniem, piwkiem, masazami, niezliczonymi kramami z suwenirami i jeszcze liczniejszymi restauracyjkami, ktorych przedstawiciele co wieczor przescigaja sie w pomyslach jak by tu zwabic klienta wlasnie do nich na jakas nadmorska przekaske...
Tu plazujemy, chlopcy nurkuja przy rafie koralowej (korolu kolarowego...), ja przypominam sobie wode i zmieniam definicje "plywania" dla nastepnych pokolen...Generalnie ladujemy baterie na ciag dalszy.
Melonowa szisza, morska bryza, sok z arbuza i duzo duzo slodkiego "nicnierobienia"...



W Dahab zostalismy przez 5 dni i mielismy takze prawdziwa przyjemnosc zalapac sie na nocna wyprawe na gore Synaj, trzy godziny wspinaczki w swietle setek latarek i milionow gwiazd na niebosklonie... A po wyczerpujacej przygodzie nagroda w postaci najpiekniejszego wschodu slonca jaki widzialem w zyciu podczas ktorego powolenku, krok po kroczku przed naszymi oczeta wylaniala sie gorska panorama jak z widokowki...Czlowiek jest taki tyci maciupenki w obliczu kolosalnej Matki Natury. Przepieknie...





Na deser przejazdzka wielbladem z powrotem do stop gory. Deser byl jednakze nieco gorzkawy i w efekcie cala czworka w ciezkim stanie poturbowania choralnie stwierdzila ze "wielbladzim" przejazdzkom w przyszlosci mowimy stanowcze NIE...

No comments: