
Stolica Egiptu jest naszym pierwszym przystankiem. Kair omamia arcy-wysoka temperatura i swoim specyficznym aromatem juz w drodze z lotniska. Zaledwie 5cio dniowy pobyt w Kairze, wypelniony po brzegi turystycznymi "lakociami", jest wystarczajacym czasem by wpasc w sidla jego orientalnego uroku. Chaotyczna metropolia (18 milionow mieszkancow!) ma swoj wlasny, nieregularny rytm wymierzany przez egzotyczna miejska kakafonie namietnie naduzywanych samochodowych klaksonow i glosno reklamujacych najprzerozniejsze towary wlascicieli ulicznych kramow. A mozna tu dostac czego tylko dusza zapragnie od misternie ulozonych stoisk ze swiezymi owocami i daktylami poczawszy a na kiczowatych plakatach z podretuszowanymi wizerunkami slynnych sportowcow skonczywszy. A pomiedzy tym wszystkim tysiac i jeden drobiazgow...
Wszystko to w oparach rytualnie tu podpalanych fajek wodnych-szisz (ktorych urokowi tez sie poddalismy) i swiezej miety dodawanej w calych galazkach do przeslodkiej herbaty z domieszka mirry, ktora czesto okadzane sa uliczne jadlodajnie.

Jest Ramadan. Miesieczny czas postu od switu do zmroku dla kazdego praktykujacego muzulmanina. Miasto odzywa po zachodzie slonca i tetni penia zycia i towarzyskim misz-maszem do poznych godzin nocnych (tak ozywionego i kolorowego poniedzialkowego wieczoru nie doswiadczylem jeszcze nigdy!).
Co wieczor po poludniowej siescie udajemy sie w rozne rejony miasta by cos przekasic i podelektwac sie egipskim nocny trybem zycia zewszad witani usmiechem, zyczliwoscia i przyjaznymi okrzykami "Hello, welcome to Egypt!".

O zabytkach, muzeach i oczywistych atrakcjach Kairu rozpisywac sie nie bede. Piramidy zapieraja dech w piersiach. CIARY! Muzeum Egipskie i fenomenalna wystawa mumii faraonow jest fascynujaca acz przedziwna wyprawa. Kair Islamski korzenny i bardzo tradycyjny urzeka szczegolna goscinnoscia i meczetami.

Nie moglismy chyba sobie wymarzyc lepszego startu naszej podrozy...
